Cervantes i sztuki piękne - Warszawa; 2005
Jestem historykiem sztuki, dziennikarzem, popularyzatorem sztuki, publicystą i recenzentem. Od wielu lat zajmuję się krzewieniem wartości plastycznych wśród młodych ludzi poprzez wykłady i spotkania na temat - przede wszystkim - sztuki współczesnej. I dlatego wiem, jak bardzo potrzebne, wręcz niezbędne jest zachowanie właściwych proporcji i umiaru w uprzystępnianiu wiedzy o sztuce dawnej i nowej. Jako codzienny uczestnik życia artystycznego, a zarazem obserwator ruchu wystawowego, jestem zwolennikiem spotykania się z młodzieżą szkolną w salach wystawowych, przy oryginalnych eksponatach i czynię to od 6-7 lat.
Moimi słuchaczami i widzami są głównie uczniowie starszych klas z Liceum im. Cervantesa. Wszystko to dzieje się w porozumieniu z nauczycielami plastyki (Barbarą Z ielińską-Jankowską i Ireneuszem Jankowskim), w wolnym dla młodzieży czasie, w godzinach popołudniowych. Z ajęcia te są uzupełnieniem zainteresowań uczniów uzdolnionych plastycznie lub choćby deklarujących zainteresowanie tematem. Ostatnie sezony spotkań uczniów Cervantesa ze sztuką stały pod znakiem sztuki wysokiej próby. Ponadto, spotykaliśmy się z czynnymi twórczo artystami na ich wystawach indywidualnych.
Warta zaglądania do niej, przeszłość sztuki, ale też współczesność wyrażająca się nowym językiem, nowymi mediami stosowanymi jako narzędzia, a nie cel sam w sobie, to są sprawy, którymi zaprzątamy sobie uwagę podczas tych pozaszkolnych zajęć. Wiem, że takich spotkań, a do tego prowadzonych tak intensywnie, nie organizują inne szkoły. W połączeniu z mądrze prowadzonymi zajęciami szkolnymi, które w tym wypadku aspirują wręcz do poziomu średniej szkoły plastycznej, starania te dają rezultaty: spora część absolwentów Cervantesa zdaje i to z dobrym skutkiem, konkursowe egzaminy do Akademii Sztuk Pięknych, a także na wydział historii sztuki Uniwersytetu Warszawskiego. Niektórzy wybierają studia spokrewnione z plastyką, architekturę, historię sztuki i kierunki pedagogiczne.
Czy taki sukces nie wart jest kontynuacji, czy torowanie doń drogi przez pełnych entuzjazmu i oddania nauczycieli plastyki w szkole oraz osób je wspomagających nie zasługuje na słowa pochwały? Retoryka tych pytań jest oczywista, zwłaszcza, że nauczyciele ci znakomicie dopasowali wychowawcze zadania zajęć plastycznych do ogólniejszego charakteru programu licealnego. Ponadto, co dla wszystkich przejętych edukacją młodzieży zdaje się najważniejsze, program plastyki w tej szkole trafia w tak zwane zapotrzebowanie. Placówka ta zyskała znaczący rozgłos i wielu rodziców, niezależnie od miejsca zamieszkania, kieruje do niej swe uzdolnione plastycznie dzieci.
Wreszcie, rzecz znamienna, program zajęć plastycznych w całym swym przebiegu, rozłożony w czasie, mocno angażuje i aktywizuje młodzież. Specyfiką Cervantesa są np. plenery plastyczne, wyjątkowo udana formuła obozu szkoleniowego. W praktyce, nie ma nic z wczasowiska. Przeciwnie, staje się w tym wykonaniu bliska obozowi naukowemu, którego model przypomina studia akademickie. Przekonałem się o tym dowodnie podczas pobytu na jednym z takich plenerów w Suścu, małej miejscowości na Roztoczu Lubelskim. Młodzież uczyła się nie tylko malowania pejzażu, ale w praktyce przemierzała cały proces technologii powstawania obrazu sztalugowego, od przycinania i gruntowania płótna, przez napinanie i mocowanie do drewnianej, samodzielnie zbijanej ramy. Osobnym zagadnieniem były wielogodzinne, wspólne dla całego zespołu analizy treściowe i formalne powstających na obozowisku kompozycji malarskich i rysunkowych. Takich lekcji plastyki, nieograniczonych czasem, pozwalających konfrontować indywidualne predyspozycje artystyczne uczniów, nie sposób przeprowadzić w trybie szkolnych zajęć. Obóz plenerowy to kapitalne uzupełnienie estetycznego dojrzewania uczniów. Plonem plenerów są realne obiekty o wartości artystycznej: olejne obrazy sztalugowe, a także gwasze. W szkole organizowane są aukcje tych prac. Gromadzą one uczniów całej szkoły, rodziców, ich przyjaciół i znajomych, którzy wykupują niemal cały dorobek plenerów przedłużając tym samym życie tym debiutanckim dziełom. Ich bezpretensjonalność doskonale służy mieszkaniom nowych właścicieli, których przybywa z każdym rokiem.
Klamrą spinającą kilkuletni proces nauczania plastyki staje się w tej szkole przygotowanie, prezentacja i obrona dyplomu. Pomysł idealny w swej prostocie, angażujący licealistów na tyle, na ile pozwala czas niezbędny do nauki pozostałych przedmiotów szkoły ogólnokształcącej. Miałem okazję – na zaproszenie nauczycieli plastyki – uczestniczyć kilkakrotnie w komisji egzaminacyjnej egzekwującej owe dyplomy. Poziom przygotowywanych prac, ich liczba, a przede wszystkim zawartość merytoryczna, daje pedagogom niezwykłą satysfakcję, jest sprawdzianem ich kilkuletniego trudu z kolejnymi grupami wiekowymi młodzieży. Taka forma egzaminu, polegająca na ustnej obronie ustalonego wcześniej, indywidualnego programu dyplomowej pracy plastycznej, stwarza uczniom okazję do sprawdzenia swej inteligencji, do popisania się wiedzą teoretyczną, do przekonania komisji egzaminacyjnej o trafnym wyborze tematu, zastosowaniu właściwej formy i wreszcie do ujawnienia świadomości skali swego talentu plastycznego. Niemałe znaczenie ma fakt, iż wszystko to odbywa się przed komisją szkolną, w której zawsze uczestniczy dwóch niezależnych ekspertów z poza liceum. Jednym z nich jest Artur Starczewski, profesor wyższej uczelni plastycznej, autorytet pedagogiczny i artystyczny. Nie kryje on zdumienia poziomem szkolnych dyplomów, nie żałuje słów pochwały uczniom i ich nauczycielom. Chciałby mieć w swej uczelni tak dobrze przygotowanych i wdrożonych do nauki rozmaitych zadań plastycznych uczniów. Niestety, profesor reprezentuje uczelnię w Katowicach, jest zatem mało prawdopodobne, że „cervantesowcy” tam dotrą.
Jeszcze, na koniec, uwaga nieco ogólniejszej natury. W czasach coraz łatwiejszego dostępu do nowych, elektronicznych mediów, które szturmem zdobyły sobie młodzież, coraz łatwiej przychodzi każdemu być muzykiem czy też plastykiem. Komputer wraz z rozbudowanymi programami zaczyna zastępować talent i żmudny proces uczenia się. Działa tu naturalny proces sięgania po najłatwiejszy i skuteczny sposób osiągania celu. Jeśli pedagodzy nie dostrzegą tego problemu, nie „ustawią” komputera jedynie jako maszyny służącej wykonywaniu zaplanowanych działań, szybko nastąpi oderwanie się od bazy kultury, którą jest wielowiekowy dorobek człowieka myślącego. Dotyczy to zwłaszcza plastyki, całego rozwoju sztuk wizualnych będących w przeszłości symptomem, ale i źródłem humanistyki.
Aby sprowadzić rzecz do wymiaru szkoły średniej, wystarczy o tym pamiętać i pomagać nauczycielom, którzy utrwalają w uczniach przekonanie o zaletach własnego umysłu i własnych rąk. Realizacja programu plastyki w szkole im. Cervantesa dowodzi, iż - nie wyrzekając się używania komputera - można nauczyć posługiwania się piórkiem i pędzlem, z satysfakcją dla młodzieży i z pożytkiem dla jej niedalekich studiów.
Warszawa 2005
Wojciech Krauze
historyk i krytyk sztuki